Od miesiąca jest z nami najmłodsza, a jakby była od zawsze…
Przywitana z wielką czułością rodzeństwa, które zainteresowane wielce okołoporodowymi tematami pyta o życie. Snuję zatem rozmyślania o tym darze (warto odpowiedzieć potomstwu jakoś w miarę mądrze). A refleksje rozlewają się w różne strony, wypełniając każdą szczelinę między karmieniem noworodka i karmieniem reszty rodziny; odprowadzaniem do szkoły, przewijaniem, zabawą ze starszymi dziećmi, zapisami do szkół i innymi urzędowymi sprawami, odbieraniem dzieci z zajęć dodatkowych, obcinaniem 120 paznokci u 24 kończyn jednego wieczora… Powódź myśli zalewa mnie na zakupach, w czasie gotowania, sprzątania, przyjmowania gości… A wieczorem, kiedy już położymy dzieci spać, czuję wielkie zmęczenie i nie widzę żadnego efektu wykonanej dzisiaj pracy…
Rejestruję się do kolejnych lekarzy, by obejrzeli zmęczone nogi, pomogli nie psuć się zębom, sprawdzili, czy aby wzrok się nie pogorszył i wyniki badań nie niepokoją. Ale to niewiele. Jedna z moich przyjaciółek leży i leżeć będzie jeszcze cztery miesiące, w oczekiwaniu na maleństwo. A radość i obawę o życie dzieli ze starszymi dziećmi, które w obliczu tej walki z czasem, nagle jakoś dojrzały i śpieszą z pomocą. W trosce o życie maluszka (i swoje!) towarzyszy jej mąż, który niepostrzeżenie wycofuje się z dotychczasowych (satysfakcjonujących go) zajęć, na rzecz prowadzenia domu…
Inni znajomi z miłością przyjęli (piątego) potomka, niemal w przededniu zaślubin najstarszego dziecka. Nie śmiem ich pytać, z jaką reakcją społeczeństwa się spotkali i jak wielkie piętno owo spotkanie odcisnęło na ich dojrzałym rodzicielstwie.
Ból fizyczny i duchowy, niepewność i walka o życie maleństwa, brak możliwości rozwoju (czas ciąży i pierwsze miesiące (czy lata) dziecka, jest zawodowo „martwy”), rezygnacja z dotychczasowych wygód, przyzwyczajeń itp… Całkowita zmiana jakości życia.
Za życie płaci się życiem. To jedyna waluta.
Przemijam, ale to moje powolne umieranie jest piękne u boku Męża, z którym dane nam było począć sześć nowych istnień. I pewnego dnia pozostanie po nas, ten skarb sześciokrotnego życia.
Wanda Mokrzycka
Autorka jest mężatką, matką pięciorga dzieci, byłą dziennikarką m.in Gościa Niedzielnego, aktywną Internautką,
z zamiłowania fotografką.